H.P Lovecraft – „Nienazwane” cz. 6

Ekshumacja (The Disinterment)

Opowieść z pogranicza haitańskiego Voodoo….

Chirurg opiekuje się trędowatym kolegą. Ukrywa go przed oczami i językami wścibskich mieszczan i rodziny w obawie przed jego zlinczowaniem lub wygnaniem bo objawy trądu zaczynają być już widoczne. Do pełnego rozkładu ciała kolegi brakuje jednak jeszcze 7 lat i krótki czas tego okresu chirurg postanawia wykorzystać w nie do końca legalny i moralny sposób. Postanawia oszukać swojego chorego kolegę i oprócz jego dobra ma mroczniejsze i bardziej osobiste intencje i cele w opiekowaniu się nim….

Rzeczony chirurg jest również transplantologiem i eksperymentuje z dziwacznymi lekami. Szuka nawet jakiegoś na jakąś chorobę i w tym celu wyjeżdża na Haiti. W tym czasie trędowaty kolega studiuje literaturę z jego prywatnych zbiorów i znajduje tam makabryczne opisy pseudomedycznych eksperymentów na zwierzętach i na ludziach, które kolega – lekarz sam przeprowadzał. Znajduje też pseudofarmaceutyczną literaturę o eksperymentowaniu z różnymi substancjami chemicznymi w celu stworzenia nowego medykamentu.

Chirurg wraca z Haiti po 4 miesiącach i oznajmia trędowatemu że leku na jego chorobę nie ma, więc na pewno prędzej czy później jego ciało się rozpadnie, ale może ulżyć mu trochę w cierpieniu jeśli ten się na to zgodzi. I tak oto testują na trędowatym haitańską miksturę do robienia z ludzi zombie, taką używaną do Voodoo. Po jej zażyciu trędowatemu mają całkowicie ustać funkcje życiowe, a jego ciało ma przypominać zwłoki, a nawet stopniowo się rozkładać. W trakcie tych wszystkich procesów trędowaty ma żyć i być świadomy, ale ma mieć sparaliżowane ciało i zmysły jak i ograniczony wpływ umysłu na poruszanie częściami ciała.

Po podaniu koledze owego leku jego ciało faktycznie przypomina martwe. Trędowaty nie porusza się ani nie odzywa i nie bije mu serce. Nie postępują też zbyt szybko objawy trądu. Chirurg wzywa odpowiednie służby i przekonuje koronera że kolega zmarł na zawał serca co ma przyśpieszyć pochówek na jego rodzinnym cmentarzu, przy rodzinnej posiadłości kilka przecznic dalej od domu chirurga. Trzy dni po pogrzebie chirurg ze wspólnikiem mają wykopać sparaliżowanego kolegę ze świeżego grobu i przenieść go do domu chirurga gdzie ma on stopniowo dochodzić do siebie. Tak też się dzieje bo trędowaty się na to wszystko zgodził, ale nie wiedział wtedy że stanie się królikiem doświadczalnym swojego kolegi. Eksponatem w jego kolekcji królików i chomików z przeszczepionymi narządami wewnętrznymi. Bo to te zwierzęta chirurg najczęściej badał patrosząc po nocach.

Wrócił do posiadłości chirurga, w której przebywał swój trąd „za życia” i leżąc na łóżku stopniowo odzyskiwał czucie w nogach, rękach i funkcje zmysłów, ale kończyny nie zawsze chciały słuchać poleceń umysłu, a kolega chirurg napominał go aby nie patrzył się tylko na swoje ciało i siadając zakrywał się od szyi w dół kocem. W siadaniu pomagał mu stetryczały sługus chirurga. Odzyskując powoli zmysły i władze umysłowe doszedł do wniosku że chirurg nie patrzy już na niego jak na kolegę i nie rozmawia z nim jak wcześniej. Bada go tylko jak swoje zwierzęta i wypytuje czy wraca mu czucie w nogach. Stetryczały sługus również poświęca mu coraz mniej czasu, zasłony w pokoju są zasłonięte, a światło zgaszone i palą się tylko świece. Nie ma w pokoju kalendarza, więc ofiara chirurga ma problem z określeniem dni i miesięcy. Później nie odróżnia nawet nocy od dnia bo przez szparę w nie zasłoniętej zasłonie widzi kawałek ołowianego nieba. Odzyskując coraz szybciej siły przekonuje się coraz bardziej że jest więźniem i eksperymentem swojego kolegi i pewnej nocy postanawia z tego więzienia, w którym „za życia” chował się przed społeczeństwem ze swoją chorobą…..uciec….

Znajduje jakiś stary płaszcz i stare buty, a uciekając bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia roztrzaskuje kandelabrem na pół łeb swojego kolegi – chirurga. Śpiącego na fotelu po pijaku z jakąś pseudomedyczną książką w ręku. Następnie dusi na śmierć błagającego go o litość stetryczałego sługusa martwego już chirurga, z którym z racji nie pełnych jeszcze sił ma większy problem bo chociaż jest stary to przytomny i nie śpiący jak chirurg. Trędowate-zombie wymyka się z posiadłości martwego od chwili kolegi i przytrzymując się kawałka drewna pełznie powoli do opuszczonej od ponad 10-ciu lat rodzinnej posiadłości, na terenie której mieści się cmentarz, na którym pochowano jego sparaliżowane ciało wykopane potem przez chirurga….

Widząc swój nagrobek w panicznej ciekawości zaczyna odkopywać ziemię aż łamie sobie paznokcie i dokopuje się do trumny jak się mu jeszcze zdaje pustej bo przecież ON, chociaż trędowaty ŻYJE! I stoi tutaj, drżąc z ociekającymi krwią palcami. Jednak gdy podnosił wieko uderzył go z trumny intensywny odór rozkładu zwłok. Z początku myślał że ktoś przez pomyłkę postawił jego nagrobek na cudzym grobie, ale w trumnie było rozkładające się cuchnące…..jego bezgłowe ciało :).

Nie bez powodu po przeniesieniu z grobu do posiadłości chirurga mógł poruszać tylko głową, a chirurg napominał go aby nie zerkał na (nie)swoje ciało :). Chirurg przywiózł z Haiti nie tylko paraliżujący medykament, ale i inny eksponat, eksperyment. Coś jak chomiki i króliki. I tak oto z ciałem od nie swojej głowy lub z głową od nie swojego ciała żywy trup zombie postanowił rzucić się do rodzinnej studni w rodzinnej posiadłości gdy tylko wzejdzie słońce. Ale czy to zrobił autorzy już nie wspominają :).

Komentarze

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: