To opowiadanie mistrza grozy zalicza się raczej do fantastyki. Czytelnik odnajdzie w nim elementy kosmologii, demonologii, wróżbiarstwa, spirytyzmu i somnologii. To po prostu historia faceta, który zasypiając raz za razem przeżywa swoje marzenia i koszmary senne tak jakby działy się na jawie. W każdym śnie odwiedza inne miasta np. takie na chmurze i spotyka dziwne istoty np. żabopodobnych kosmitów na księżycu i gadające koty albo gugi.
Bohater opowiadania w snach przemierza egzotyczne porty morskie i bezkresne tafle oceanu aby odnaleźć miasto, w którym mieszkają Wielcy Bogowie. Rozmawia z napotkanymi po drodze marynarzami, górnikami, gospodarzami i… kotami pytając ich jak dotrzeć do lodowej pustyni, na której rzekomo położone jest „nieznane Kadath” Kadath, o którym nikt nie pamięta i mało kto słyszał, a większość istot napotkanych przez poszukiwacza mgliście je tylko kojarzy i odradza mu szukanie Starszych Bogów w Kadath. Mają jakby poniekąd rację bo gdy w jednym ze snów bohater wreszcie trafia do celu nie zastaje tam tego czego oczekiwał.
Podczas swojej wędrówki przez sny odwiedza księżyc, zdewastowane cmentarze, zamki, pałace, domy. Pływa i lata galerami lub podróżuje na zebrze. Spotyka widma, z którymi jakimś sposobem udaje mu się dogadać, koszmary senne, które są tylko sługami widm i nie mają za dużych rozumków oraz duchy lub olbrzymów, a nawet przyjaciela z przeszłości – pewnego malarza, który nie jest jednak już w takiej samej formie w jakiej był kiedyś…
Toczy walki i opowiada się po jednej z dziwacznych ich stron. Pomaga istotom, które pomagają ostatecznie jemu dotrzeć do nieznanego Kadath, gdzie spotyka tajemniczego Nyarlatothepa – duszę i posłańca Bogów Zewnętrznych broniących dostępu do Kadath. To za jego sprawą będzie musiał się wreszcie obudzić nie znajdując i nie rozmawiając z Bogami z Kadath. Ale czy zaśnie jeszcze kiedyś?
Śpiący lata na shantakach (olbrzymie ptaki z głowami słoni), błądzi bo wielkich, kamiennych jaskiniach, kryje się przed atakującymi go stworami lub odwiedza w międzyczasie knajpy, bazary, kamieniołomy czy dwory przedziwnych królów aby tam zapytać o drogę do swojego celu. W każdym miejscu, w którym się zatrzymuje przeżywa przeróżne przygody. Nawet na zboczu góry, na którym wyżłobiono twarz pół człowieka, a pół boga podobnego do tych, których szuka.
W czasie swojej sennej wędrówki dowiaduje się że kilkaset lat temu tylko dwóch śmiałków odważyło się iść do „nieznanego Kadath”, z czego jeden wrócił żywy i….do tej pory żyje! Jego też odwiedza bohater opowiadania, gdy akurat nie wchodzi w militarno-kryminalne konszachty z dowódcami kociego wojska. Spotyka również kapitanów najróżniejszych okrętów i galer, handlarzy niewolników, dziwne istoty podobne tylko do ludzi i wiele, wiele innych, a jego podróż po krainie snów kończy się ostatnim z nich z shantakiem i kosmosem w jednych z głównych ról.
Jak już wspomniałem opowiadanie jest bardziej fantastyką niż horrorem lub grozą i przypomina trochę Harry`ego Pottera. Miejscami jest nudne, ale niektóre fragmenty naprawdę potrafią zainteresować i wciągnąć czytelnika, jednak do tego trzeba być fanem i znawcą sci-fi i fantasy, a nie horrorów czy slasherów lub snuffów. Mimo że powieść jest długa to można znaleźć ją w zbiorze pt. ” „Sny o terrorze i śmierci”, a nie tylko w pojedyńczym opracowaniu. Nie jest zbyt straszna, więc wrażliwych i marzycieli też zachęcam gorąco do jej przeczytania. Nie jest to obowiązkowa pozycja dla koneserów grozy.