Tak jak obiecałem, przedstawiam wam dzisiaj epileptyka, homoseksualistę i seryjnego mordercę chłopców z Hanoveru – Fritza Haarmanna. Urodził się w 1879 roku jako syn palacza lokomotywowego i kalekiej kobiety, starszej o 7 lat od swojego męża. Matka miała 41 kat gdy urodził się najmłodszy z sześciorga swojego rodzeństwa Friedrich. Już w wieku 16 lat został wydalony ze szkoły wojskowej ze względu na ataki epilepsji. Po śmierci jego i jego partnera w niemieckich mediach i niektórych grupach społecznych wybuchła straszliwa homopropaganda i zaczęły się też aresztowania niemieckich pederastów, a dlaczego? – czytajcie dalej to zrozumiecie!.
W domu rodzinnym
Mały Friedrich nienawidził ojca, który na siłę usiłował zrobić z niego mężczyznę. Był natomiast ulubieńcem swojej niezaradnej życiowo matki pod której opieką bawił się lalkami. W szkole wojskowej umieścił go również ojciec aby Fritz nabrał męskich cech, ten został jednak wydalony z powodu ataków epilepsji, więc męski tatuś trochę przecenił siebie i swojego synka.
Pierwsza praca i urlop Fritza
Po wyrzuceniu z wojska pracował trochę w fabryce cygar w której był tak nieudolny i leniwy że wreszcie go z niej wyrzucono i to ku jego radości!. Ale nasz bohater nie cieszył się długo urlopem bo zaraz potem policja aresztowała go za lubieżne czyny z nieletnimi chłopcami na których go rzekomo przyłapano. Jednak nie trafił do więzienia lecz do szpitala psychiatrycznego bo podejrzewano u niego chorobę psychiczną. Haarmann uciekł ze szpitala po sześciu miesiącach przez które lekarze nie zdiagnozowali u niego jednak żadnej przypadłości.
Po ucieczce z psychuszki Fritz zajął się drobnymi przestępstwami i czynami lubieżnymi z nieletnimi chłopcami, jednak żeby być obiektywnym należy nadmienić fakt (przynajmniej MikkeHarry to zrobi) że w roku 1900 utrzymywał przez jakiś czas stosunki heteroseksualne. Dziewczynie w której się rzekomo zakochał obiecywał małżeństwo, ale po zrobieniu jej dziecka uciekł przed ojcostwem do Pułku Strzelców w którym do 1903 roku służył nienagannie. Biedny Friedrich nie dowiedział się nawet o tym że jego dziecko urodziło się martwe. Gdy powrócił do Hanoveru zajął się tam (a jakże!) – drobnymi przestępstwami co z deka rozeźliło starego Haarmanna, który próbował nawet ubezwłasnowolnić syna, ale sąd nie znalazł do tego podstaw.
Druga praca i urlopy (w więzieniach) Fritza
Przez następnych 11 lat Fritz Haarmann mniej więcej tyle samo czasu spędził w więzieniu, co na wolności. Skazywano go za włamania, kradzieże kieszonkowe i wyłudzanie pieniędzy. Jego nieszczęsny ojciec, nie tracąc widać nadziei, że syn zmieni swe postępowanie, załatwił dlań – posunięcie wyjątkowo ryzykowne – posadę jednoosobowej obsługi smażalni ryb. Fritz natychmiast ukradł cały utarg, towar i wyposażenie… Wreszcie w 1914 roku skazano go na 5 lat więzienia za kradzież z magazynu większej ilości towarów. I zdaje się mi że to właśnie o tym skrawku jakże bogatego w przygody życia bohatera tego wpisu opowiada utwór grupy Ost+Front pt. „Denkelied”.
Początek
Zwolniono go z więzienia 1918 roku. Było to już po zawieszeniu broni i w Niemczech panował głód. W Hanowerze sytuacja była wyjątkowo zła. W tych właśnie warunkach Fritz Haarmann popełnił serię zbrodni, które stawia się wśród najbardziej zdumiewających przestępstw naszych czasów. Z początku wydawało się, że Haarmann znalazł wreszcie swoje miejsce w życiu. Przyłączył się mianowicie do bandy przemytników, zajmujących się nielegalnym sprowadzaniem mięsa do głodującego miasta. Dotąd popełniał drobne przestępstwa i prawie natychmiast wpadał w ręce policji. Teraz, gdy zajął się przestępczością na dużą skalę, zaczęło mu się świetnie powodzić. Wynajął mieszkanie na Cellarstrasse 27, gdzie prowadził swe „biuro”. Nie gardził kradzieżami, jeśli tylko mogły one przynieść wystarczająco wysoki zysk. Przy okazji był też konfidentem policji, co zapewniało mu względną bezkarność i jego kanały przemytnicze uchodziły za najpewniejsze. Jak się miało okazać, również i inna jego działalność trwała dzięki temu znacznie dłużej. Pierwsze szczątki ludzkie znalazły 17 maja 1924 roku dzieci, bawiące się na brzegu rzeki w okolicach zamku Herrenhausen. Była to ludzka czaszka. Następna została znaleziona dwanaście dni później, a kolejne 13 czerwca. Badanie wykazało, że głowy były odcięte od reszty ciała przy pomocy ostrego narzędzia, a następnie obdarte ze skóry i mięśni. Początkowo podejrzewano, że odnalezione ludzkie szczątki pochodzą z instytutu anatomii w Getyndze lub zostały porzucone przez złodziei grobów. Jednak te przypuszczenia zostały wkrótce obalone, gdyż znaleziono worek z ludzkimi kośćmi, a odnalezione szczątki zaczęto kojarzyć z zaginięciami chłopców i młodych mężczyzn. Badania kości i czaszek udowodniły, że w większości należały one do osób w wieku od 14 do 18 lat. W kolejną czerwcową niedzielę setki mieszkańców rozpoczęło przeszukiwania Starego Miasta i okolic rzeki Leine. Odnaleziono ponad 500 kawałków ludzkiego ciała (pochodziły od przynajmniej 22 ofiar). Zaczęto mówić o wilkołaku i pożeraczu ludzi. Policja rozpoczęła zakrojone na szeroką skalę dochodzenie, sprawdzano środowiska kryminalne, jak i homoseksualne. W wyniku śledztwa wyłoniono podejrzanego: Friedricha (Fritza) Haarmanna. Był on znanym policji sprzedawcą ubrań i mięsa.
Ofiary
Do Hanoweru przybywały niezliczone pociągi z uciekinierami. Haarmann bywał częstym gościem na dworcu, gdzie rozglądał się uważnie i wśród tłumu zdezorientowanych przybyszów wypatrywał młodych chłopców (jak wyznał później, stawiał też pewne wymagania co do ich wyglądu i urody). Upatrzonym ofiarom proponował nocleg i pomoc w znalezieniu pracy w obcym mieście. Odnosił się do nich tak serdecznie i życzliwie, iż rzadko zdarzało się, by spotkał się z odmową. Co więcej, jeśli taki chłopak przybył do Hanoweru z rodzicami, sami namawiali syna, by skorzystał z nadarzającej się okazji. Jedną z pierwszych ofiar Haarmanna był 17-letni Friedel Rothe. Jego rodzice nie widzieli Haarmanna na dworcu, lecz zaniepokojeni zniknięciem syna, rozpoczęli poszukiwania i wkrótce odkryli, że chłopak zaprzyjaźnił się z „detektywem” Haarmannem (ten bowiem chętnie przedstawiał się jako policyjny tajniak). Policja – jak należy sądzić, niezbyt gorliwie – przeszukała nawet mieszkanie Haarmanna, nie znajdując nic podejrzanego. Z braku dowodów śledztwo w sprawie zniknięcia Friedela Rothe zostało umorzone, lecz niedługo potem Haarmann trafił jednak na 9 miesięcy do więzienia, znów za czyny lubieżne z nieletnimi, przyłapano go bowiem in flagranti z innym chłopcem. Nie wiemy, czy podzieliłby on los nieszczęsnego Friedela Rothe. Jeśli tak, to należy żałować, że Haarmanna przyłapano, zanim przystąpił do dzieła. Uratowałoby to życie wielu następnym ofiarom.
Haarmann i Grans
Haarmann powrócił do Hanoweru we wrześniu 1919 roku. Przeprowadził się na Neuestrasse i dalej zajmował się przemytem. Wtedy też poznał innego homoseksualistę, nazwiskiem Hans Grans, drobnego złodziejaszka i stręczyciela. Obaj panowie przypadli sobie widać do gustu, wkrótce bowiem zawiązali osobliwą spółkę. Spotykali się w kawiarni Kröpcke, ulubionym lokalu wszelkiej maści zboczeńców. Tam właśnie powstawały plany ich kolejnych przedsięwzięć. Metoda była zawsze taka sama. Haarmann i Grans odwiedzali dworzec kolejowy i pilnie przyglądali się wysiadającym. Upatrzoną ofiarę, którą zawsze był młody, przystojny chłopiec, zwabiali do mieszkania przy Neuestrasse, obiecując nocleg, wsparcie finansowe, pracę i wszelką pomoc. Tam chłopca zabijano. Haarmann twierdził z całą stanowczością, że czynił to osobiście, przegryzając gardło swej ofiary. Nie sposób jednak sprawdzić jego zeznań, gdyż zwłok nie odnaleziono. Potem dwaj wspólnicy fachowo dzielili ciało. Część zwłok sprzedawano następnie jako mięso tymi samymi kanałami, których Haarmann używał w swej działalności przemytniczej. Odzież sprzedawano na targu, zaś części nieużyteczne (czyli niejadalne) wyrzucano do rzeki. Znaleziono ciało tylko jednej ofiary, chłopca nazwiskiem Keimes. Zwłoki wydobyto z kanału. Jak wykazała sekcja, chłopak został uduszony. W związku z tą sprawą miał zresztą miejsce dziwny incydent. Haarmann odwiedził mianowicie rodziców „zaginionego”, przedstawił się jako policyjny detektyw i obiecał państwu Keimes, że w przeciągu trzech dni odnajdzie ich syna i odprowadzi go do domu. Następnie udał się na policję i złożył poufne doniesienie, iż zabójcą Keimesa jest… Grans. Ponieważ Grans przebywał właśnie wtedy w więzieniu za drobną kradzież (o czym Haarmann doskonale wiedział), śledztwo umorzono. Prawdopodobnie Haarmann chciał tym posunięciem zapewnić sobie zaufanie policji, co najwyraźniej doskonale mu się udało.
Kilkakrotnie bardzo mało brakowało, by działalność Haarmanna została ujawniona. Pewnego razu schodził właśnie po schodach, niosąc przykryte kawałkiem gazety wiadro. Spotkał sąsiada, który nawiązał z nim rozmowę, gdy nagle jakiś przeciąg sprawił, że gazeta sfrunęła z wiaderka, ukazując jego zawartość: krew. Sąsiad doniósł o tym wprawdzie policji, lecz nie wszczęto dochodzenia. Przemyt mięsa, jakim zajmował się konfident Haarmann, stawiał go poza podejrzeniem. Innym razem Haarmann znalazł się w dużo groźniejszej sytuacji. Mianowicie nabywca mięsa nabrał podejrzeń, że Haarmann sprzedał mu ludzkie ciało. Zaniósł więc cały zakupiony „towar” na policję, ryzykując grzywnę za kupowanie u spekulanta. Mięso przekazano do policyjnego laboratorium, gdzie zostało zbadane przez lekarza. Akta sprawy litościwie przemilczają jego nazwisko: specjalista ten stwierdził bowiem ponad wszelką wątpliwość, że dostarczone mięso jest… wieprzowiną!. W maju 1924 roku na brzegu rzeki znaleziono czaszkę, kilka tygodni później – drugą. Nieustannie napływały zgłoszenia o zaginięciu młodych chłopców, niedawno przybyłych do miasta. Nie ulega wątpliwości, że Haarmann znajdował się wśród podejrzanych: mijały jednak miesiące, on zaś nie niepokojony zabijał dalej….
Akcja (nareszcie!) policji
Hanowerska policja wyznaczyła wreszcie do śledzenia Haarmanna dwóch detektywów, sprowadzonych specjalnie z Berlina (należy przypuszczać, że miejscowych obrotny konfident doskonale znał). Ci wkrótce zdołali przyłapać go na uwodzeniu pewnego chłopca, został więc zatrzymany. Podczas przeszukania znaleziono w jego mieszkaniu setki ubrań, które przeważnie były na niego za małe. Odkryto też, że syn dozorczyni przy Neuestrasse nosi marynarkę, która należała do jednego z zaginionych chłopców, zaś dzieci bawiące się nad rzeką odnalazły worek wypełniony kośćmi. Stwierdzono, że są to szczątki co najmniej 27 osób. Haarmann został aresztowany i wkrótce postanowił się przyznać.
Mięso i sąd nad mordercą
Proces rozpoczął się 4 grudnia 1924 roku. Trwał 14 dni, wystąpiło na nim 130 świadków. Podczas procesu Haarmannowi pozostawiono zdumiewająco dużo swobody i traktowano go wyjątkowo łagodnie. Często przerywał zeznania świadków wesołymi uwagami (w ogóle humor mu dopisywał). Raz spytał sędziego z oburzeniem, dlaczego na sali jest tyle kobiet; otrzymał wyjaśnienie, że wysoki sąd, niestety, nie jest w stanie ich usunąć, a brzmiało to jak usprawiedliwianie się… Gdy roztrzęsione matki szlochały, opowiadając o swych synach, Haarmann wyraźnie nudził się i prosił sąd o pozwolenie na wypalenie cygara, którego natychmiast skwapliwie mu udzielano. Fritz długo unikał konsekwencji swoich czynów, że względu na fakt, iż był konfidentem policji. Swoje ofiary zwabiał do mieszkania z rejonu dworca kolejowego. Jedną z jego ofiar był syn właścicielki domu, gdzie wynajmował mieszkanie. Haarmann sprzedawał na targu mięso z ciał swych ofiar, twierdząc, że to wieprzowina, czym zyskał przydomek Wilkołaka z Hannoveru. Nie miał wielu klientów, ludzie narzekali na dziwny, mdły smak sprzedawanego mięsa. Gdy zapytany, na sali sądowej ilu ich było (młodych chłopców), w ostatnim słowie, wzruszył ramionami i szepnął, że chyba ze 40. Podczas procesu wyszło na jaw (opowiedział o tym z dumą sam Haarmann), że podczas przeszukania głowa Friedela Rothe, owinięta w gazetę, leżała na piecu. Podczas procesu oskarżyciel przedstawił listę złożoną z 28 nazwisk przypuszczalnych ofiar Haarmanna. Uważano jednak, że było ich co najmniej 50, czego oczywiście, przy takim sposobie pozbywania się zwłok, nie sposób udowodnić. Zamordowani chłopcy mieli od 13 do 20 lat. Należy przypuszczać, że głównym motywem pary zabójców była chęć zysku. Jeden z nieszczęśników stracił życie tylko dlatego, że Gransowi spodobały się jego spodnie. Nie przyznał się do zabicia niektórych chłopców. Okazano mu na przykład zdjęcie zaginionego Hermanna Wolfa; widać było wyraźnie, że chłopak był brzydki i źle ubrany. Haarmann stanowczo stwierdził, że interesowały go wyłącznie ładne ofiary.
Wyrok
Friedrich Haarmann został skazany na śmierć, (a spodziewaliście się innego wyroku?) i ścięty toporem w 1925 roku, a jego partner – Hans Grans dostał wyrok dwunastu lat pozbawienia wolności. Oczekując na egzekucję Haarmann opisał swe morderstwa i przyjemność, jaką odczuwał przy ich popełnianiu, co dowodzi, że zbrodnie te miały swe źródło w jego perwersyjnych skłonnościach.
http://killer.radom.net/~sermord/wordpress/?page_id=907 Bardziej obszerny i szczegółowy opis życia i działalności bohatera dzisiejszego wpisu, który pozostawię na razie bez swojego komentarza.
* W tekście użyto fragmenty innych opracowań i artykułów.
3 myśli w temacie “Fritz Haarmann”